Do połowy XX wieku zdecydowaną większość dachów na wsiach północno – zachodniego Mazowsza stanowiły pokrycia ze słomy żytniej. Wyjątkiem były kościoły, karczmy, kuźnie i dwory szlacheckie, gdzie przeważały dachy z gontu, dranic, czy dachówki ceramicznej. Jednym ze sposobów było wykorzystanie specjalnie przygotowanych snopków. Robił je dekarz na kobyłce dekarskiej – rodzaju drewnianego, wąskiego korytka na czterech nogach. Te snopki przywiązywał do łat powrósłami lub witkami wierzbowymi. Odpowiedni sposób wiązania snopków i ich przymocowania sprawiał, że powierzchnia połaci dachowej stawała się gładka, albo schodkowa. Ta druga często spotykana była w południowo-wschodniej części Polski. Północnomazowieckie dachy były gładkie, a schodki występowały na styku połaci w przypadku np. dachów czterospadowych i naczółkowych. Prostszym i szybszym sposobem kładzenia dachu było dekowanie, czyli rozścielanie grubej warstwy słomy oraz dociskanie jej cienkimi tyczkami do łat i wiązanie wiciami lub drutem. Jednak trwałość takiego dachu była o połowę mniejsza. O ile dekowanie zapewniało kilkanaście lat bez naprawy, poszycie snopkami mogło wytrzymać nawet pół wieku. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku na starym, drewnianym domu w okolicach Płońska znajdowała się strzecha kładziona jeszcze w 1938 roku. Ważne było staranne przymocowanie słomy do łat i odpowiednie zabezpieczenie kalenicy, czyli wierzchu. Zdarzało się, że dekarz wykańczał grzbiet wiążąc na nim ze słomy ozdobne „ wróble”. Często wzmacniano kalenicę wysuszonym perzem dociskając go poziomymi tyczkami albo ukośnymi, drewnianymi koziołkami. Krawędzie połaci dachów dwuspadowych wzmacniano długimi deskami zwanymi wiatrownicami. Na Kurpiach końcówki wiatrownic wyprowadzone ponad dach krzyżowano i nadawano im ozdobną formę „śparogów” przypominających rogi zwierzęce.
Słoma jest bardzo dobrym materiałem izolacyjnym. Latem nie pozwala na nagrzewanie się izb, a w duże mrozy zapewnia wolniejsze niż przy innych rodzajach poszycia wyparowanie ciepła. Jej dodatkowa zaleta, to taniość. Jeśli w dachu nie ma dziur, nie przepuszcza on deszczu ani topniejącego śniegu. Nawet podczas długotrwałych słot przemoczeniu ulega górna warstwa słomianej strzechy, a zielony mech na północnej stronie ułatwia spływanie wody. Wadą materiału jest łatwopalność i w dawnych zagrodach miały miejsce pożary. Wybuchały one od pioruna, a także przez nieostrożne zachowania mieszkańców. Dlatego ważne było okresowe czyszczenie kominów, żeby nie doszło do zapalenia sadzy. Pożary były zmorą naszych przodków, bo rzadko kończyły się na jednym budynku. Ważna była osoba stróża nocnego, który miał obchodzić wieś i w przypadku zauważenia ognia alarmować mieszkańców drewnianą kołatką.
W latach sześćdziesiątych XX wieku strzechy zaczęła wypierać papa, blacha, a potem eternit. Najpierw gospodarze wymieniali dachy na domach. Zdarzało się, że na drewnianych, starych chatach pojawiała się dachówka, także cementowa. Słoma najdłużej przetrwała na stodołach.
Robert Rumiński
Literatura: