Święta Bożego Narodzenia są zawsze niecierpliwie oczekiwane. Są przeżyciem duchowym, poza tym gromadzą domowników i bliższą rodzinę przy wigilijnym stole. Pięknie przystrojone zielone drzewko podkreśla wyjątkowy świąteczny nastrój, a ułożone pod nim prezenty są pewnie najważniejsze dla najmłodszych. Nie wszyscy jednak wiedzą, że tradycja obdarowywania się upominkami w Boże Narodzenie w mazowieckich chatach wcale nie jest długa. Trzeba pamiętać, że dawna wieś była bardzo biedna. Aby przetrwać cały rok i nie doświadczyć ubóstwa, należało oszczędzać i pracować. A zajęć w domu, zagrodzie i w polu dla nikogo nie brakowało. Poczynając od kilkuletnich dzieci, a kończąc na starcach, każdy miał swój wkład w prawidłowe funkcjonowanie gospodarstwa. Współcześnie świąteczne dni spędzamy modląc się, odpoczywając i podgrzewając świąteczne jadło. A przecież i do tej pory w gospodarstwach, w których hoduje się zwierzęta, trzeba pomyśleć w święta i o nich.
Jeszcze w okresie międzywojennym tylko w bogatszych chłopskich domach strojono choinki, a do wyjątków należały ułożone pod nimi podarki. Zdarzały się prezenty dla dzieci, ale były one mniej bogate i zupełnie innego rodzaju niż współczesne. Ponadto raczej rodzice dawali je dzieciom do rąk, ewentualnie ukrywali w grubej warstwie siana rozłożonego pod wigilijnym obrusem. Na pewno pachnące jabłko, czy kilka orzechów laskowych lub włoskich, albo kolorowo lukrowany piernik nie ucieszyłyby obecnie naszych pociech. A takie właśnie dawne świąteczne prezenty były, o ile w ogóle były! Dawniej dzieci nie rozpieszczano. Jeśli rodziców było stać, kupowali raczej nie zabawki, a przedmioty mające charakter użytkowy. Co więc mogło być przed stu laty prezentem? Według opowieści naszych pradziadków, oprócz wcześniej wymienionych pojawiały się chustki, drobne korale, czy wstążki lub grzebień dla dziewczyny. Chłopcy również otrzymywali grzebyki oraz koziki (dawna nazwa składanego nożyka – dzisiejszego scyzoryka). Jak widać, były to drobiazgi, ale bardzo potrzebne i sprawiające wiele radości. Niektóre dzieci znajdowały w sianie naprzeciw siebie jakieś pieniążki, z których też były bardzo zadowolone. Zdecydowana większość wiejskich dzieci w opisywanym okresie nie dostawała nic. Były szczęśliwe, że mogły do woli najeść się wigilijnych przysmaków i świątecznych potraw, bo w wielu rodzinach taka okazja zdarzała się dwa razy w roku. W niektórych domach rodzajem prezentu była choinka przystrojona własnoręcznie wykonanymi zabawkami.
Lata okupacji zrujnowały kraj i wieś polską i do połowy lat pięćdziesiątych w chłopskich chatach się nie przelewało. Często brakowało podstawowych artykułów, co przekładało się między innymi na wygląd świątecznych stołów. Tylko gdzieniegdzie gospodarze stroili choinki, a o prezentach większość dzieci mogła pomarzyć. Dekadę później było już zdecydowanie lepiej. Choinki strojono w większości domów, przy czym oprócz tradycyjnych ozdób z bibuły i papieru wieszano na gałązkach wiele bombek szklanych. Większość wsi mazowieckich była już zelektryfikowana. Można zatem było oświetlić choinkę lampkami elektrycznymi i tym samym uniknąć niebezpieczeństwa pożaru. Nawiasem mówiąc – od woskowych świeczek mocowanych do gałązek drzewka za pomocą blaszanych lichtarzyków zapaliła się niejedna choinka!
Pod choinką w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku dzieci mogły znaleźć oprócz słodyczy, jabłek, orzechów i pomarańczy podarki w postaci zabawek. Były to lalki, misie, gry planszowe, samochody i pociągi – nawet o napędzie sprężynowym. Częstym prezentem gwiazdkowym były książki – bajki i baśnie oraz literatura przygodowa. Niektóre z podarków miały bardziej praktyczną formę: zimowe czapki, szaliki, rękawiczki, czy swetry także sprawiały dzieciom wiele radości. W zamożniejszych rodzinach prezentem świątecznym były łyżwy, narty, sanki, wrotki a także, co na wsiach było wielką rzadkością, rowery.
Autor: Robert Rumiński