Kontakt
  • Zmień kontrast
  • Zmniejsz rozmiar tekstu
  • Zwiększy rozmiar tekstu
  • Zobacz deklarację dostępności
logo-www-kolor-50logo-www-kolor-50logo-www-kolor-50logo-www-kolor-50
  • AKTUALNOŚCI
    • Najnowsze
    • Komunikaty
    • Blog
    • Kalendarz wydarzeń
    • Konferencje
    • Archiwum
  • DLA ZWIEDZAJĄCYCH
    • Muzeum, godziny, bilety
    • Wirtualne spacery
    • Kup bilet
    • Regulamin zwiedzania
    • Informacje dla osób z niepełnosprawnościami
    • Oferta noclegowa
    • Gastronomia
  • EDUKACJA
  • O MUZEUM
    • Historia
    • Zbiory
    • Nagrody
    • Projekty i inwestycje
    • Biblioteka
    • Wydawnictwa
    • Partnerzy
    • Kariera
  • USŁUGI DODATKOWE
    • Wynajem obiektu i terenu
      • Kościół z Drążdżewa
      • Sale konferencyjno-szkoleniowe
      • Piknik
      • Organizacja ogniska
      • Stoiska dla wystawców
    • Wóz, bryczka
    • Szkółka jeździecka
    • Jazda w siodle
    • Wieczorne zwiedzanie
  • BIP
  • Facebook
  • Instagram
  • YouTube
  • Mapa strony
0

Fujarki wierzbowe

  • Strona główna
  • Aktualności
  • Blog
  • Fujarki wierzbowe
Wiosna, przed wiejską chatą rosną zioła i kwiaty. Skansen w Sierpcu
WIOSENNE PRACE W OGRODZIE
11 kwietnia 2022
Noc Muzeów
Noc Muzeów
1 maja 2022
27 kwietnia 2022
Kategorie
  • Blog
Tagi

W latach siedemdziesiątych XX wieku, gdy byłem uczniem szkoły podstawowej, jedną z najpotrzebniejszych rzeczy był scyzoryk. Większość z kolegów posiadała jedno – lub dwuostrzowe tanie, okładane masą perłową scyzoryki krajowej produkcji. Służyły nam do robienia oręża. Powstawały łuki, strzały, proce, miecze, czy szable. Grało się w tzw. noża. Były to wymagające zręczności i wprawy zabawy, które dziś uznano by pewnie za niedopuszczalne. W noża grało się na piaszczystym szkolnym boisku nawet podczas przerw. Trzeba było jednak uważać, by dyżurujący nauczyciel nie skonfiskował ”sprzętu”.

Wychowywałem się na wsi, gdzie było kilka stawów, a w odległości kilometra rozciągały się zarośnięte wierzbą i brzozami wyrobiska potorfowe wypełnione wodą. Wierzby było więc pod dostatkiem. Wycinana szybko odrastała, a wiosną dostarczała nam gałęzi potrzebnych do robienia fujarek.

Wiosną, gdy na drzewach pojawiały się pierwsze listki, ścinaliśmy gałąź grubości przedramienia. Najlepsze były odrosty pozbawione bocznych gałązek, albo z jak najmniejszą ich ilością. Po przyłożeniu ukośnie ostrza noża, należało lekko obracać gałęzią, jednocześnie mocno przyciskając narzędzie. Uzyskiwano w ten sposób spiralne nacięcie wyznaczające pas kilkucentymetrowej szerokości. Potem wystarczyło podważyć korę na jednym z końców i delikatnie palcami oddzielić ją od zdrewniałej części. Ułatwiała to płynna, jeszcze nie stwardniała miazga. Podczas tej operacji pojawiał się charakterystyczny, intensywny, gorzkawy zapach –  tak pachniały krążące soki i rozmiękła ziemia. Do tej pory jest to dla mnie jeden z najważniejszych zapachów wiosny. Zdjętą oliwkowozieloną korę zwijaliśmy sztywno w stożkową tubę. Jej cieńszy koniec miał otwór średnicy ołówka. Wielkość wylotu trąby, jak niektórzy nazywali powstający instrument, zależała od szerokości pasa kory i jego długości. Czasem nawet mieściła się w nim zwinięta pięść. Wylot spinaliśmy rozciętym z jednej strony wierzbowym patykiem.

Należało jeszcze sporządzić ustnik. Robiło się go z kawałka cienkiej, prostej gałązki. Trzeba było rękojeścią noża opukać korę na gałązce na długości kilku centymetrów, potem odciąć część kory i zsunąć ją. Jeden koniec uzyskanej w ten sposób rurki przycinaliśmy w trójkątny szpic. Innym sposobem było zeskrobanie z jednej strony rurki kawałka kory. Wystarczyło już tylko wsunąć ustnik w cieńszy koniec trąby. Żeby jednak powstał dźwięk, potrzebne było trochę wprawy. Nie można było ściskać ustnika za mocno ani za słabo. Chodziło o to aby końcówkę wprawić w drgania, które potem wzmacniała i obniżała tuba. Powstawał mocny, ostry dźwięk. Słychać go było na kilometr i więcej, a przypominał te, które można dziś słyszeć na trybunach stadionów piłkarskich.

Te fujarki robiliśmy dla zabawy. Rywalizowaliśmy. Ocenialiśmy, kto wydobędzie najgłośniejsze dźwięki. Biegaliśmy z naszymi trąbami po wsi czyniąc wiele hałasu. Nie wiem jak daleko sięgała u nas tradycja robienia tych zabawek, na których jednak nie można było zagrać melodii. Nas nauczyli ich skręcania starsi o kilka lat koledzy, którzy w ten sam sposób weszli w tajniki ich wyrobu. Przypominam sobie jednak, że jeden z wtedy już wiekowych mieszkańców naszej wioski widząc te wierzbowe trąby, opowiadał nam mniej więcej taką historię.

Otóż w bardzo dawnych czasach, kiedy jeszcze dokoła było więcej lasów niż pól uprawnych, bydło wypasano na leśnych polanach. Było to zajęcie pastuchów wiejskich. To właśnie oni, zaopatrzeni w takie same, jak nasze fujarki i kije, wyprowadzali stada do lasu. Fujarek używali do komunikowania się z sobą i zwoływania krów. Ostre dźwięki wierzbowych instrumentów skutecznie odstraszały drapieżne zwierzęta leśne. Aby trąby długo zachowały swój głos, należało je przed użyciem pomoczyć w wodzie, żeby się nie rozeschły.

W 2014 roku w jedną z wiosennych niedziel postanowiliśmy zrobić w naszym skansenie pokaz robienia fujarek wierzbowych. Pogoda dopisywała, więc zwiedzających nie brakowało. Siedziałem przed jedną z chat i robiłem kolejne instrumenty, które potem rozdawałem dzieciom. Zainteresowanie było ogromne, jednak nie sposób było obdarować wszystkich chętnych. Dlatego też udzielałem szczegółowych instrukcji ojcom i dziadkom, by mogli po powrocie do domu zrobić podobną zabawkę swoim pociechom.

Opr. Robert Rumiński


Podaj dalej

Podobne wpisy

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

20 maja 2022

Święty Jan Nepomucen


Czytaj dalej
15 maja 2022

Zbieranie ziół w tradycji ludowej


Czytaj dalej
12 maja 2022

Święty Izydor Oracz


Czytaj dalej
Strony internetowe i pozycjonowanie Google
  • BIP
  • Facebook
  • Instagram
  • YouTube
  • Mapa strony
0
  • Brak dostępnych tłumaczeń dla tej strony