W dziewiętnastym wieku chaty na wsiach Mazowsza budowano z drewna, a ich dachy poszywano słomą. Najniżej położone belki to podwaliny. Zazwyczaj były to zarazem najgrubsze elementy konstrukcyjne. Cieśle obrabiali je toporami „do kantu”. Najlepsze dębowe, bo najtrwalsze, a spoczywał na nich cały ciężar budynku. Łączono je w narożach na specjalne zamki. W miarę możliwości budowniczowie starali się dawać podwaliny „ciągowe”, czyli niesztukowane. Ich zewnętrzne, górne krawędzie fazowano, tzn. ścinano pod kątem 45 stopni, aby umożliwić szybsze spływanie wody deszczowej. Na podwalinach układano belki zrębu, tworząc ściany domu. Stawiano je w konstrukcji wieńcowej inaczej nazywanej zrębową albo w konstrukcji sumikowo – łątkowej.
Konstrukcję wieńcową tworzono z długich bali łączonych w narożach najczęściej na rybi ogon inaczej zwany jaskółczym. Często pozostawiano charakterystyczne, trapezowate ostatki, co dodawało bryle budynku malowniczości. Bale ścian przed złożeniem były nawiercane pionowo pośrodku grubości i tyblowane co półtora, dwa metry. Dębowe kołki tzw. tyble wbijane w sąsiadujące bale zabezpieczały je przed wybełczeniem. Tak nazywano odkształcanie ścian. Ostatnie bale ścian nazywano opaską. Na niej opierały się krokwie dachu. W gotowym zrębie wycinano otwory okienne i drzwiowe.
Konstrukcja sumikowo – łątkowa polegała na stosowaniu słupów czopowanych w podwalinach. Te słupy to tzw. łątki. W każdym z nich wycięte były po bokach na całej długości pionowe rowki, w które wpuszczano poziome sumiki. Zaletą tej konstrukcji była możliwość wznoszenia ścian dowolnej długości. Węgłowanie mogło być takie, jak przy konstrukcji wieńcowej, ale często narożnikami budynku bywały słupy. Drzwi i okna osadzane były w tym przypadku pomiędzy łątkami.
Stawianiem domów zajmowali się cieśle. Oni wznosili ściany zewnętrzne oraz działowe. Także do ich prac należało wykonanie konstrukcji dachu. Środek domu, czyli urządzenia grzewcze i komin to robota murarza. Już w drugiej połowie dziewiętnastego wieku nie spotykało się na Mazowszu kurnych chat, jak nazywano domy bez komina. Dym wydostawał się w nich z paleniska do sieni, a stamtąd na strych. Ze strychu dymnikami, czyli trójkątnymi otworami w szczytach, a także nieszczelnościami w strzesze uchodził na zewnątrz. Kominy murowane wznoszono z cegły surowej albo wypalanej. Te ostatnie były bezpieczniejsze, ale droższe. Alternatywę stanowiły kominy tzw. sztagowe. Ich konstrukcję stanowiły cztery lekko pochylone ku sobie słupy drewniane połączone kawałkami desek oplecionych słomą. Od środka i na zewnątrz wylepiano je grubo gliną. Jednak w czwartej ćwierci dziewiętnastego wieku zaczęły one zanikać.
Drzwi oraz okna wykonywał stolarz. Czasem gospodarze, zwłaszcza młode małżeństwa, w miarę posiadanych środków zamawiali także u niego niektóre meble. Stolarz mógł też położyć podłogę, chociaż w wielu domach powszechnie jeszcze do drugiej wojny światowej można było spotkać izby z klepiskiem glinianym. Wiele nowych domów powstawało w okresie późnej wiosny. Można było wtedy pracować przez kilkanaście godzin dziennie. Na koniec przychodził dekarz i poszywał słomą dach. W dawnych czasach dobry gospodarz sam potrafił położyć dach, ale nie miał na to czasu. Korzystniej było wezwać zawodowego dekarza. Zajmowali się tym czasami niektórzy z małorolnych gospodarzy. Na początku dwudziestego wieku dobrze położony słomiany dach mógł leżeć kilkadziesiąt lat.
Autor: Robert Rumiński
Literatura: 1. Czerwiński T. Osadnictwo i budownictwo ludowe na Mazowszu północno – zachodnim w XIX i na początku XX wieku, Sanok 1995.