Ustanowione na pamiątkę wjazdu Chrystusa do Jerozolimy święto obchodzone jest w Polsce od średniowiecza. Nabożeństwo w kościele katolickim rozpoczyna się od procesji z palmami. W różnych regionach kraju palmy różnią się od siebie zarówno materiałami, z jakich się je wykonuje jak i wielkością. Nawet na terenie historycznego Mazowsza te różnice są bardzo duże. We wsiach Mazowsza Płockiego tradycyjna palma zrobiona była z kilku gałązek bazi, pióropusza trzciny wodnej, borówek oraz zrobionych z karbowanej bibuły kwiatków. Rękojeść takiej długiej na około pół metra palemki owinięta była paskiem ponacinanej z jednej strony bibułki takiego samego koloru jak kwiatki. Preferowane w dawnych, przedwojennych palmach kolory bibuły to bladoróżowy, bladoniebieski i biały. Przeważnie w domu robiono jedną palmę, którą po poświęceniu przechowywano zatkniętą za święty obraz. W niektórych rodzinach nową palmę przybijano do ściany w kącie izby. Wierzono, że wielkanocna palma ochroni dom przed piorunami. Czasem za jednym obrazem znajdowało się kilka palm z poprzednich lat. Nie wolno ich było wyrzucać. Jeśli już zaczynały się sypać, palono je w kuchni, a popiół z poświęconej palmy można było rozsypać na polu, co miało zapewnić lepsze plony i ustrzec uprawy przed chorobami i szkodnikami. Niektóre gospodynie paliły stare palmy w piecu chlebowym – zapewniało to udane wypieki świąteczne, a także dobry chleb przez cały rok. Rozkruszone palmy dodawano do picia chorym krowom. W niektórych domach święcono dwie palmy. Jedną przechowywano w domu, drugą gospodarz zatykał za belką stropową w oborze, aby uchronić zwierzęta gospodarcze przed wszelkim nieszczęściem. Powszechnie panowało przekonanie, że kotka wierzbowa z poświęconej palmy połknięta po przyjściu z kościoła ustrzeże przed bólem gardła przez cały rok. Na Mazowszu Wschodnim, w okolicach Wysokiego Mazowieckiego i Zambrowa do drugiej wojny światowej praktykowany był zwyczaj palmowania. W tamtych zresztą okolicach palmę często stanowiła zwykła gałązka wierzby lub porzeczki odpowiednio wcześniej wstawiona do wody, by mogła wypuścić listki. W Palmową Niedzielę przed świtem kawalerowie udawali się do domu upatrzonych dziewcząt uzbrojeni w gałązkę wierzby. W domach, których drzwi zamykano na noc ( nie wszyscy to robili) trzeba było wcześniej umówić się z bratem, dziadkiem, czy ojcem dziewczyny, aby wpuścili do środka. Zaskoczona we śnie panna była smagana po gołych nogach wcale nie symbolicznie. Kawaler nie żałował siły, a uderzając mówił odpowiednią wierszowaną formułkę. Było kilka różnych wersji. Jedna z nich brzmiała:
„ Palma bije, nie ja biję
Rano wstawaj, bydłu dawaj
Pozamykaj, pozapieraj
Do kościoła się wybieraj
Wielki dzień za tydzień
Za sześć noc Wielkanoc…”
Palmy wielkanocne na Mazowszu Płockim gospodynie robiły same. Inaczej było w miastach i w miasteczkach. Nie wszędzie rosły wierzby i trzcina, a po borówki trzeba by pójść do lasu. Wygodniej więc było udać się w dzień targowy na plac i tam nabyć za parę groszy gotową palemkę. Robili je ubodzy mieszkańcy okolicznych wiosek i sprzedawali na targu, czy przed kościołem. Dla niektórych rodzin była to szansa, by za pieniądze uzyskane ze sprzedaży kilkudziesięciu palm urządzić święta i móc bardzo skromnie przetrwać następujący po Wielkanocy okres przednówka. Trudno uwierzyć współczesnemu człowiekowi, że na początku dwudziestego wieku w biednych rodzinach tylko w Wielkanoc można było najeść się do syta.
Z upływem lat dawne palmy zmieniły swój wygląd. Z powodu braku borówek zaczęto używać barwinka, a potem bukszpanu. Po drugiej wojnie nie wszystkie kobiety potrafiły, a może nie wszystkim się chciało robić bibułkowe kwiatki. Łatwiej było doczepić zasuszone kwiaty, czy przywiązać kolorową wstążkę. Pojawiły się też w kompozycjach gałązki brzozy lub asparagusa.
W ostatnich dziesięcioleciach wiele osób zanosi do poświęcenia kupowane w sklepach palmy typu wileńskiego. Organizowane przez muzea konkursy na najładniejszą palmę tradycyjną pozwalają mieć nadzieję, że formy dawnych palm przetrwają w wielu regionach kraju.
Autor: Robert Rumiński
Bibliografia: