W społeczności wiejskiej zakładanie rodziny należało do spraw bardzo ważnych i podstawowych. Małżeństwo uważano za dar od Boga, świadczy o tym staropolskie przysłowie: „Śmierć i żona każdemu od Boga naznaczona“. Pozostawanie w stanie staropanieństwa czy starokawalerstwa było źle postrzegane przez społeczność. Młodzi, którzy zbyt długo nie stawali na ślubnym kobiercu byli „karani”. Zazwyczaj po Zapustach pozostającym w wolnym stanie dziewczętom czy kawalerom przywiązywano kawał drewna i zmuszano do ciągnięcia go przez wieś. W „Weselu” Henryka Biegelseisena czytamy opis takiej „kary”: Pod Płockiem „chłopcy i dziewczęta uzbrojeni w pyty, napełnione popiołem, (Popielec nie szczędzą nawzajem często nader dotkliwych razów“ a za każdem uderzeniem wymawiają: „Czemuś się nie ożenił“! Przebieczanie przywieszali klocki u nóg „jednego roku dziewczętom, drugiego roku parobkom, zależnie od tego, czy więcej parobków się ożeniło, czy więcej dziewcząt się wydało“. Pary małżeńskie, pobrane na ogranicy, rozstrzygały „kto będzie musiał z klockami tańczyć w karczmie: dziewczęta czyli też parobcy, jeżeli więcej dziewcząt się wydało, musieli parobcy dźwigać klocki i na odwrót“ (Biegelseisen, 1928, s.1)
Karanie młodych osób pozostających w stanie wolnym po karnawale wiązało się tym, iż od jesieni była możliwość ożenku. Chociaż to nie młodzi, tylko ich rodzice decydowali o ślubie i także oni, a zwłaszcza ojcowie wybierali współmałżonków dla swoich dzieci. Przy tym wyborze kierowano się przede wszystkim względami ekonomicznymi i społecznymi, a nie uczuciami czy upodobaniami młodych. Związki małżeńskie z miłości zdarzają się między ludem polskim bardzo rzadko i to dopiero w ostatnich czasach. „Małżeństwo zawiera się z potrzeby dla zwiększenia rąk roboczych, a przez to dla pomnożenia dobytku. Oceniając tylko pieniądz i zdolność do ciężkiej pracy, szuka się żony, zwykle bogatej, choćby była brzydka“ (Biegelseisen, 1928, s.6)
Po żniwach i ukończeniu wszelkich prace w polu przychodził spokojniejszy czas, który poświęcano na sprawy rodzinne, w tym na swatanie i wesela. Uważano, iż najlepszą porą do zawierania małżeństw jest właśnie jesień i początek zimy. Mówiono, że nie można się żenić w czerwcu, gdyż takiemu małżeństwu by się nie wiodło, a majowe śluby sprowadzają nieszczęście , jak mówi przysłowie „Ślub majowy, Grób gotowy”.
Uważano, iż swaty czy wesela powinny odbyć się w odpowiedni dzień tygodnia, taki który sprzyjał pomyślności związku. Takimi dniami, które gwarantowały powodzenie były czwartek i sobota. Dodatkowo swat czy swatka, aby zapewnić sobie powodzenie szli późna porą, czasem prawie nocą do chałupy, w której mieszkała panna na wydaniu. Uważano, iż wtedy nikt swata nie zauważy, a tym samym żadna „zła” osoba nie rzuci uroku czy jakiegoś czaru, który zniweczy swatanie. O późnej porze wizyty swata mówi jego powitanie gospodarzy, które przytacza Zygmunt Gloger: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus nasz! Nie przebudzamy was? Zaświećcie, dajcie miareczki, Wypijem za was i za nadobne dziateczki! (Gloger, 1900, s.356)
Wpływ na pomyślność małżeństwa czy swatania, oprócz dnia tygodnia miała również faza księżyca. Wierzono, iż rozpoczęcie czegokolwiek przy pełni księżyca czy w czasie, kiedy go przybywa gwarantuje powodzenie. Szczęśliwe małżeństwa kojarzy się na nowiu i pełni księżyca. O małżeństwach zawartych podczas pełni księżyca mówiono, że będą szczęśliwe, a tym zawieranym, gdy księżyc „rósł” przepowiadano, iż ich szczęście i dobrobyt będzie się powiększało jak księżyc. Małżeństwom zawieranym po pełni nie wróżono zbyt dobrze, gdyż tak jak księżyc ubywa, tak w ich gospodarstwie by ubywało.
O czasie, w którym organizowano wesela Henryk Biegelseisen pisze tak: Pierwotnie odbywały się wesela prawdopodobnie podczas wielkich godów, t. j. między Bożem Narodzeniem a Wielkim postem na co zdaje się wskazywać dawna nazwa wesel „gody“, której obecnie lud używa. (Biegelseisen, 1928, s.21) Przysłowia ludowe również mówią o czasie, w którym zaczynały się swaty: Na św. Idzi (1 września) W swaty do mnie przyjdzi; W dzień św. Reginy (7 września) Wabią chłopaków dziewczyny, a także o weselach Na święto Młodzianki (28 grudnia) Stroją się w ruciane wianki, Na święty Franciszek (29 stycznia) Ożeni się nasz braciszek.
Wybór jesiennych czy zimowych miesięcy na śluby był podyktowany tak naprawdę względami praktycznymi, gdyż wszelkie rolnicze zajęcia były zakończone, spichlerze pełne, zwierzęta utuczone, a jak wspomina Zygmunt Gloger: wesele powinno być obfite, trwać cały tydzień i cała wieś powinna być na nie zaproszona. Na tak długo trwające wesela można było sobie pozwolić tylko w jesienno-zimowych miesiącach. Z czasem zaczęto ograniczać czas trwania wesel do dwóch dni, następnie do jednego. O żalu za minioną tradycją mówią słowa piosenki: Ej co mi to za wesele, co go tylko dwa dni, Kiedy było cały tydzień, to bywało ładniej. (Biegelseisen, 1928, s.28)
Obecnie młodzi sami wybierają sobie współmałżonka, pomoc swata także nie jest im potrzebna. Przy ustalaniu daty ślubu i wesela nikt już nie patrzy na odpowiednie dni tygodnia czy fazy księżyca. Choć wesela odbywają się w soboty, to raczej ze względów praktycznych, a nie gwarancji pomyślności związku. Również organizowane są przez cały rok, choć mówi się iż lepiej żenić się w miesiącu z literą „r”, to i tak to tylko echo dawnych przesądów, które odeszły w zapomnienie.
Ewa D. Rutkowska
Literatura
Gloger Zygmunt, (1900), Rok Polski w życiu, tradycji i pieśni, druk. Jan Fiszer, Warszawa.
Gołębiowski Łukasz, (1830), Lud Polski. Jego zwyczaje i zabobony, drukarnia A. Gałęzowskiego i spółki, Warszawa.
Fisher, Adam, (1926), Lud Polski, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich: Lwów.
Fisher, Adam, (1934), Etnografja Słowiańska, wyd. Książnica – Atlas, Lwów – Warszawa.
Kolberg Oskar, (1963), Dzieła wszystkie, t.24, cz.1, wyd. PTL, Poznań.
Kolberg Oskar, (1964), Dzieła wszystkie, t.28, cz.5, wyd. PTL, Poznań.