Następujący po okresie karnawału okres Wielkiego Postu rozpoczynał się od Środy Popielcowej zwanej dawniej wstępną. Przygotować miał fizycznie i duchowo do przeżycia świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Jednak zdarzało się, że zapustne, ostatkowe zabawy trwały w najlepsze jeszcze długo po północy, a gdzieniegdzie przeciągały się jeszcze na środę. Kiedy już uległy wyciszeniu, milkły krzyki i śmiechy. Ludziom udzielał się nastrój powagi i ciszy. Przechodzili do codziennych zajęć, gromadnie uczestniczyli w nabożeństwach – obchodzili stacje Drogi Krzyżowej i śpiewali Gorzkie Żale. W zaciszu domowym kobiety nuciły pieśni wielkopostne – Ogrodzie Oliwny, Ludu mój ludu i inne. Dawni mieszkańcy mazowieckich wiosek byli bardzo religijni. Nakazane posty były surowo przestrzegane. Na stołach często pojawiały się śledzie, żur, kapusta na oleju, posiekana i wymieszana z posolonym olejem lnianym cebula do czarnego chleba. O tłuszczach zwierzęcych i mięsie nawet nie rozmawiano! Starsze osoby w dni postne, czyli środy i piątki „ suszyły”, czyli nie jadły niczego. Piły tylko wodę.
Był w tym wielkopostnym czasie jednak przerywnik. Powszechna cisza zakłócana była poranną wrzawą w zagrodach, kiedy to po nocy półpościa gospodarze odkrywali skutki działania półpostników. To kawalerowie, którzy nocą z zachowaniem największej ciszy i tajemnicy dokonywali psot w obejściach sąsiadów, a nawet u siebie. Jakie to były psoty? Przede wszystkim ich efekt musiał był widowiskowy i zadziwiać społeczność wsi, bowiem zdarzało się, że tego ranka mieszkańcy zbierali się i obchodzili całą wieś komentując i dziwując się pomysłowości psotników. Dodać należy, że przyjęte było, by nie obrażać się, a przyjąć krzywdę, jako coś oczywistego. Wracając do pomysłów – najmniej szkodliwe było podparcie, czy zatarasowanie drzwi do chaty, czy izby. W tym przypadku chcąc wydostać się z domu, trzeba było skorzystać z okna. Inną powszechną psotą było zamalowywanie szyb rozrobionym z wodą popiołem, albo inną, często brzydko pachnąca substancją. Zdarzało się, że rankiem w niektórych domach nie można było rozpalić ognia. Kłęby dymu wychodziły z kuchni na izbę zanieczyszczając pomieszczenie. Okazywało się później, że na kominie leży kawałek blachy lub szyby, albo jego otwór zatkany jest snopkiem słomy. Ponadto w wielu zagrodach po tej szczególnej nocy brakowało bram i furtek, wozów, wychodków. Szczególnie spektakularne były wozy powciągane na dachy stodół. Ich zdjęcie wymagało okupu.
W ostatniej ćwierci XX wieku psoty w półpoście ograniczono w niektórych wsiach do malowania szyb domów olejną farbą.
Zazwyczaj po półpościu w wielu zagrodach miało miejsce świniobicie. Mięso najczęściej przechowywano w specjalnej zalewie konserwującej, by na kilka dni przed świętami przygotować z niego kaszanki, kiełbasy, galarety, salcesony, a w specjalnych, dużych, żeliwnych saganach ugotować szynkę z kością. Wtedy izba kuchenna zmieniała się w małą masarnię, a przy pracach kuchennych chętnie pomagały dzieci. Mogły wtedy ukradkiem pochwycić skwarkę, czy kawałek gotowanego mięsa, ale w przypadku przyłapania musiały liczyć się z karą.
Okres wielkopostny to również czas porządków. Polegały one na ogólnym uprzątnięciu zagrody i chaty. Z izb wymiatano kurze i pajęczyny, powszechne było też bielenie wnętrz. Wykorzystywany wtedy był pogodny, ciepły dzień jeszcze przed Wielkim Tygodniem. Wszelkie tkaniny, w tym odzież wierzchnią i pościel należało wywietrzyć. Można ją wtedy było widzieć powywieszaną na płotach. Często tego samego dnia obok domu stały wyniesione z niego meble i sprzęty, a w izbach gospodyni z dziećmi urządzała malowanie. Ściany i sufity malowane były wapnem lub wapnem z domieszką ultramaryny – barwnika chemicznego błękitnej barwy używanego od drugiej połowy XIX wieku do prania bielizny.
Poza codziennymi, niezbędnymi zajęciami domowymi gospodynie musiały zdążyć przed Palmową Niedzielą z bardzo ważną, wielotygodniową pracą przy krosnach. Rozpoczęte po święcie Trzech Króli tkanie płótna wypełniało kobietom cały wolny czas. Nastoletnie córki pomagały ucząc się przy okazji od matek tego żmudnego i ciężkiego zajęcia. Starano się, aby przed świętami krosna można było rozmontować i wynieść na strych chaty, gdzie czekały do następnej zimy.
Przed Palmową Niedzielą trzeba było przygotować palmę z przyniesionych wcześniej gałązek wierzbowych, trzciny i borówek. Dziewczęta pod okiem matek wycinały nowe firanki z bibuły, robiły bibułkowe kwiaty i pająki, korony na obrazy, żeby ozdobić nimi izby na święta.
Autor: Robert Rumiński
Bibliografia: