Wielkanoc- najważniejsze święta dla katolików, było także największym świętem dla dawnych mieszkańców mazowieckich wsi i to nie tylko w wymiarze duchowym. Trzeba pamiętać, że na przełomie wieków, a nawet i później, po odzyskaniu niepodległości, mazowieckie wioski były bardzo biedne. I chociaż na wielu z nich mieszkała drobna szlachta, to w tamtym okresie nie było istotnej różnicy, jeśli chodzi o porównanie poziomu życia przeważającej jej części z egzystencją włościan. Bywały oczywiście rodziny drobnoszlacheckie bogatsze od pozostałych. Istniały również rodziny zamożnych chłopów. Jednak dominowały gospodarstwa kilkuhektarowe, lub jeszcze mniejsze. Nie brakowało w społeczności wiejskiej rodzin komorniczych, które nie miały niczego poza biednym przyodziewkiem i najniezbędniejszymi sprzętami domowymi.
Na co dzień odżywiano się skromnie i mało kalorycznie. Na stołach zarówno włościan, jak i drobnej szlachty pojawiały się żury, barszcze, kapusta, kasza, groch, potrawy z ziemniaków. Bardziej wodniste zupy gospodynie zabielały mąką lub mlekiem. W bogatszych domach zaprawiały je śmietaną, krasiły smalcem, sadłem lub skwarkami. Także w zamożnych chłopskich domach na niedzielnym stole gospodyni stawiała rosół lub czarninę oraz gotowane mięso drobiowe. Biedniejsi jadali mięso tylko w okresie świąt lub na uroczystościach rodzinnych. Święta wielkanocne były więc okazją, by najeść się do syta. Nawet w najbiedniejszych domach nie mogło wtedy zabraknąć jaj, kiełbasy i białego pieczywa. Trzeba bowiem wiedzieć, że do drugiej wojny światowej nawet zamożne gospodynie piekły na co dzień pieczywo razowe.
Jak wyglądało to dawne jadło świąteczne? Gdybyśmy przenieśli się do początku XX wieku i zajrzeli do wielkosobotnich święconek, mielibyśmy już częściową odpowiedź na to pytanie. W dużych koszach, opałkach, kopańkach i misach znajdowały się zwoje kaszanek i kiełbas, otaczające ogromną szynkę z kością lub mniejsze kawałki wędzonych szynek i boczku. Od brązowozłocistych wędlin odbijały bielą pokaźne gomółki białego sera. Delikatnie żółciły się ukształtowane w drewnianych foremkach osełki masła. Bardzo ważne były oczyszczone z ziemi i opłukane korzenie chrzanu, którym przyprawiano jajka. Ciekawostką dla współczesnych może być informacja, że podczas śniadania każdy sam, z wyjątkiem małych dzieci, strugał sobie chrzan. W skład dawnych święconek wchodziło także pieczywo: chleb, pszenne bułki lub kupowane w sklepach i piekarniach rogale. Zdarzały się także wypiekane ze słodkiego, drożdżowego ciasta ptaszki z oczkami z pieprzu, które darowywano później dzieciom albo chłopcom – chrześniakom przychodzącym z życzeniami „ po dyngusie”. Sól i pieprz wkładano do święconki najczęściej w zwiniętym w trąbkę białym papierku. Na wierzchu widniały jajka barwione powszechnie w cebulaku. Nie brakowało innych kolorów uzyskiwanych z barwników naturalnych – kory dębowej, młodego żyta, jemioły, czy też farb sztucznych – dostępnych w sklepach miejskich. Święconki przybierano gałązkami borówek, a ozdobę stanowiły haftowane serwety, którymi gospodynie nakrywały pokarmy niosąc je do poświęcenia.
Oprócz wymienionych pokarmów w wielu domach jadano na święta wielkanocne tłustą, gotowaną wieprzowinę, galarety ze świńskich nóżek zwane „ zimnymi nóżkami”. Gdzieniegdzie z głowizny wyrabiano salcesony.
Słodycze świąteczne, to przede wszystkim baby wielkanocne. Wysokie, wyrośnięte, formowane w glinianych donicach, pieczone w piecu chlebowym, były ozdobą stołu i długo oczekiwanym, szczególnie przez dzieci, przysmakiem.
Ilości wielkanocnego jadła i jego kaloryczności nie sposób porównać z codziennością. Dlatego też wyposzczone organizmy naszych przodków w wielu przypadkach nie były w stanie sprostać świątecznemu, kulinarnemu wyzwaniu. Zjedzenie kilkunastu gotowanych na twardo jaj, nie mówiąc już o innych smakołykach, nie mogło się skończyć dobrze. A byli tacy, szczególnie wśród chłopców chodzących po dyngusie, którzy świąteczne jadło długo i niekonieczne dobrze wspominali. Dla wielu żyjących przed stuleciem na wsiach ludzi, którzy jeszcze w tym okresie byli samowystarczalni i spożywali plony własnej, ciężkiej pracy, ważne było, aby świętować godnie. A godne święta, to oprócz wypełnienia nakazów religii, również godne jadło, którym można się nasycić do woli. W żadnym domu nie powinno więc zabraknąć wielkanocnego jedzenia, tym bardziej, że wielkimi krokami zbliżał się przednówek.
Robert Rumiński
Literatura: Archiwum Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu, sygn. E-520 93/15 – 93/18